Mało brakło a na III Zlot Blogosfery Winnej bym nie dotarł. Na szczecie Bachus czuwał, i choć w ograniczonym zakresie, musiałem zrezygnować z części degustacyjnej i z bardzo ważnego dla budowania relacji afterka musiałem zrezygnować, ale w najważniejszych punktach programu wziąłem udział. I bardzo się z tego cieszę, bo to była udana i ważna impreza.
Mawia się do trzech razy sztuka, to był trzeci Zlot i tu ta zasada się sprawdziła. Moim zdaniem był to najważniejszy i najlepszy ze Zlotów. Mam przynajmniej kilka powodów, żeby tak uważać.
Po pierwsze frekwencja
Z osób dla ważnych dla polskiej winnej blogosfery zabrakło jedynie Jak najbardziej usprawiedliwionego Kuby Jurkiewicza, całą reszta – w tym sporo debiutantów – zjawiła się w komplecie. Nie pojawił się nikt z D3D ale oni od dawna nie są już blogiem, to też ta absencja jakoś mnie nie dotknęła. Natomiast, inaczej niż w latach poprzednich, w roli obserwatora nie pojawił się nikt z drukowanej prasy winiarskiej. Zastanawiam się tylko czy tłumaczyć to nawałem zajęć, w tym czasie w Warszawie odbywała się dużą gala firmowana przez duży winny magazyn, czy też dość protrkcjonalnym podejściem do internetowego pisania. Myślę, że to pierwsze, tym bardziej że wyraźnie widać proces coraz silniejszej ekspansji autorów kojarzonych z papierem w stronę sieci. Zresztą to nie nasz blogerów problem.
Wracając do blogosfery, teraz wyraźnie widać, że blogerzy chcą się spotykać (rok temu nie miałem takiego wrażenia). To świetny objaw. Widać też, że następuje powolna zmiana, może nie pokoleniowa, ale jakaś zmiana fali. Myślę, że na sali więcej było tych co są pierwszy raz niż tych którzy byli po raz trzeci. To dobry kierunek!
Po drugie program
Wojtek Bońkowski, główny organizujący tym razem odszedł od formuły wykładu i postawił na dyskusję. Mnie ta forma, forma rozmowy jest bliższa. Podjęto kilka ważnych tematów, w tym niezwykle ważny z punktu widzenia blogowania temat komunikacji w kanałach social mediów. Pokazał to co prawda mizerię w jakiej się obracamy ( w tym niżej podpisany, któremu social media i dialog w nich prowadzony niezmiennie przysparza problemów a nie przynosi żadnych namacalnych efektów). Ale pokazał też kierunki w których trzeba iść. Równie ciekawy był wykład który wygłosiła dla nas pani Magdalena Tomaszewska-Bolałek. W założeniu miał on pokazać czego bloger winny może nauczyć się od blogera kulinarnego. Odebrałem go jednak inaczej, moim zdaniem pokazał on raczej jak budować strategię bloga. Całe lata nie zdawałem sobie z tego sprawy, że trzeba taką posiadać, chyba pora teraz tą wiedzę wykorzystać i przynajmniej kilka rzeczy we własnym blogowaniu przemyśleć. Przy okazji apel do koleżanek i kolegów blogerów, może zacznijmy udostępniać swoje wpis, przy dzisiejszej bardzo restrykcyjnej polityce filtrowania jakie stosują największe media społecznościowe, to chyba jeden z efektywniejszych sposobów zwiększenia zasięgu.
Po trzecie dyskusje
Najmocniejszym punktem programu była dyskusja z importerami. Pokazała ona przynajmniej kilka problemów a przy okazji pokazała, tak środowisko blogerów jak i importerów nie jest spójne w swoich stanowiskach. Bardzo żałuję, że jakaś siła wyższa pokrzyżowała możliwość telekonferencji z panem Hapakiem, chyba najbardziej zawziętym i najostrzejszym krytykiem blogosfery winnej. Szkoda też, ze dyskusja była tak krótka (zegarka nie oszukasz a program był mocno napięty). Na szczęście udało się dotknąć przynajmniej kilku ważnych kwestii. Mówiąc wprost, dla części importerów jesteśmy OK, dla innych nie a jeszcze inni chcieli by nas widzieć odmienionymi, ale generalnie dobrze nam życzą. My też mamy swoje za uszami. Bardzo żałuję, że brakło czasu na poruszenie całego aspektu etycznego zbyt bliskich relacji bloger-importer. Dla przykładu krytycznie oceniam wspólne przedsięwzięcia bloger-importer, jak degustacje prowadzone przez blogerów. Z drugiej strony niezrozumiałym dla mnie był tak silny nacisk kładziony przez Pana Łukasza Bogumiła (Wineonline) na estetykę blogów, zwłaszcza w kontekście bliskiej współpracy tego importera z D3D który jest chyba najbardziej nieestetycznym, ba wręcz brzydkim, serwisem winiarskim w Polsce.
Z drugiej strony oczywiście rozumiem, że bloger nie może żyć bez importera, wszyscy potrzebujemy wina by o nim pisać. Finansowanie winnych zakupów z własnej kieszeni czy oparcie całej treści o publiczne degustacje jest zwyczajnie niemożliwe. Przy okazji trzeba też pamiętać, że wpływ blogerów jest wciąż zbyt mały, by inwestycje importera w wino wprost przełożyły się na wzrost sprzedaży konkretnej etykiety o poziom który nada tej inwestycji ekonomiczny sens. Jest jednak inna strefa, jest nią budowanie „klimatu i kultury wina” przez blogosferę. Jeżeli w wyniku naszej aktywności choć jeden młody człowiek idąc do znajomych zamiast sześciopaka czy „połówki” kupi wino to to co robimy ma sens.
Dziś to winni kupcy są góra, ale blogosfera choć powoli ale rośnie. Dziś jest czas budowania relacji, jutro może być czasem wystawiania faktur. Co prawda sam w to nie wierze, ale kto wie, może kiedyś ktoś z nas będzie miał 50 000 albo i 100 000 tysięcy obserwujących w MS i 80 000 tysięcy UU. Świat się zmienia. Wtedy proporcje relacji mogą się odwrócić. Nit nie nakazuje wam przekazywać nam butelek, to wasze decyzje, ale prosimy o szacunek dla naszej pracy. Pana Sławomira Hapaka tez prosimy, nawet jeżeli się z nami nie zgadza.
Po czwarte degustacja w ciemno
Nie wiem czy fortunnym było określenie jej mianem „Testu kompetencji”. Testy zwykle kończą się certyfikatami, dyplomami itd. Chyba nie o to chodziło. Sam, podobnie jak spora większość z siedzących obok podeszła do tego z dużym luzem i potraktowało jak zabawę. Wyniki nie były złe, ja jestem zadowolony. Jedna butelka na dziewięć był chyba zbyt trudna, reszta line-up była dobrze dobrana. Przede wszystkim dlatego, ze były to wina mejnstrimowe, a w tych obracamy się najczęściej.
Po piąte degustacja nowej oferty Lidla
Rozumiem, to gest w stronę sponsora. Dla mnie to było dobry punk. Na co dzień mam szansę spróbować 2-4 butelek z oferty, tu była całość. Zebrałem materiał na duży wpis, który powinien ukazać się w połowie tygodnia. Stay tuned.
Po szóste degustacje komentowane i Afterek
Bardzo żałuję, że nie mogłem wsiąść w tej części udziału, ale obserwując, a jak że inaczej social media, było dobrze. Strasznie im tego zazdroszczę. 51 letniego Barolo nie pija się co dzień. Za rok stanę na głowie, żeby być na całym programie. Czuje się zmotywowany.
Po siódme czego zabrakło, co poprawić
Ten punkt wpisu dodałem z dwóch powodów: żeby utrzymać swoją pozycję marudy i żeby nie było, że laurkę pisze. No to za rok marzy mi się impreza jeszcze bardziej nastawiona na dialog, na rozmowę, może nawet z podziałem stolikowym. Chciałbym też, żeby porozmawiać odrobine o etyce w blogowaniu, porozmawiać a nie wysłuchać wykładu. Chciałby też posłuchać i pogadać z Robertem Mazurkiem o jego strategii komunikacji na Twiterze. Może warto też rozważyć formułę 1 i pół dnia czyli od soboty rana do późnego popołudnia tematyka ogólna, sobotnie popołudnie to warsztaty degustacyjne a niedzielny ranek i przedpołudnie panele dyskusyjne w układzie stolikowym na wybrane tematy.
Pod ósme podsumowanie
To zdecydowanie najciekawszy i najlepiej zorganizowany Zlot, przede wszystkim dlatego, że blogofsfera jest chyba teraz lepiej zintegrowana i że rozmowy kuluarowe były równie ważne jak te oficjalne. Do tego sam Zlot miał na mnie wyraźne znaczenie motywacyjne. Po 6 latach blogowania bywają dni kiedy czuję się zmęczony i znudzony, w takich chwilach potrzebuje takiego motywującego kopa jak Zlot, który pokazał przede wszystkim jedno, warto robić co robimy. Jest nas w Polsce sześćdziesięciu, dość ekskluzywny klub, tyle blogów w tym roku opublikowało choć jeden wpis, jak widać pasja z czasem wygasa i od czasu do czasu potrzeba jej nowego paliwa, ten zlot był właśnie takim paliwem.
Po dziewiąte czyli postscriptum albo do uczestników.
Ten Zlot był w mojej ocenie inny niż poprzednie, był od nich lepszy. Nie za sprawą organizacji, ta była perfekcyjna tez za poprzednim razem. Nie za sprawą programu, poprzednie też były interesujące. Tym co go wyróżniało była atmosfera. Czułem ze jestem miedzy swoimi, że jest prawie rodzinnie, że w około są ludzie z którymi coś mnie łączy, że wszyscy jesteśmy po tej samej stronie. Może to głupie i pewnie bardzo subiektywne ale tak właśnie było i pewnie dlatego tak dobrze mi było miedzy Wami. Dlatego wszystkim Wam bardzo dziękuję za towarzystwo. Przepraszam też, jeżeli dla kogoś brakło mi czasu, jeżeli z kimś nie pogadałem wystarczająco długo itd. Czasu było mało, uczestników wielu, a byłem zbyt krótko. Specjalne słowa chciałbym skierować do Wojtka Bońkowskiego i jego ekipy z Winicjatywy, zrobiliście kawał dobrej roboty. Dziękuje też Lidlowi, bez was pewnie nie było by to możliwe.
Udział w zlocie był darmowy, ale udział mogli wziąć w nim jedynie aktywni winopiszarze.
O III Zlocie napisali również: