Wzrost świadomości konsumencki w kwestiach ekologicznych jest faktem. Restauracje szczycą się jakością swoich produktów i ich ekologicznych czy organicznym pochodzeniem. My konsumenci coraz częściej zamiast warzywa czy owoce kupujemy wprost od rolników a nie w supermarketach. Robimy to wierząc, że w ten sposób staniemy po stronie matki ziemi a nie wielkiego biznesu. To samo dotyczy również wina. Z dnia na dzień przybywa konsumentów wybierających wina bio, eko, organiczne, biodynamiczne czy naturalne. W tych wyborach pomagają wyspecjalizowani sprzedawcy a jednym z nich są Zielone Butelki.
Zaczynali w Trójmieście, ale dziś ich sklepy odnajdziecie też w Krakowie, Katowicach, Poznaniu i Warszawie. Ale to nie ilość sklepów czyni ich wyjątkowymi a filozofia na jakiej budują swoje portfolio. W ich katalogu odnajdziemy tylko wina powstające z poszanowaniem dla natury. Przy czym, poza tym jednym warunkiem nic ich nie ogranicza. Importują wina RPA, Europy, Ameryki Południowej i z Antypodów. Nie ograniczają ich się też wobec styli, kolorów i innych parametrów ułatwiających szufladkowanie. Ważne jest wspomniane już kryterium – w zgodzie z naturą.
Podczas tegorocznej Wielkanocy spróbowałem trzech win z ich oferty. Win w trzech różnych stylach, bardzo, ale to bardzo odległych od siebie. To była niezwykła degustacyjna przygoda.
Vignobles & Compagnie Nos Origines Sauvignon Blanc 2020
Gdyby nie umieszczony na kontretykiecie certyfikat UE Eko – ów słynny listek z unijnymi gwiazdkami, można by pomyśleć, że to wino „konwencjonalne”. Żadna tam winna hipsteriada. Żadne ślepe podążanie za modami.
Jest to solidnie zrobione sauvignon blanc z ciepłego klimatu. Ta langwedocka ekspresja jest bardziej żółta w smakach i aromatach niż zielona. I nos i usta to piękna pigwa zalana cytrusowym sokiem. Nie jest to najbardziej złożone wino jakie piłem w tym sezonie, za to jest bardzo przyjemne, przymilne wręcz. Owocu jest dużo, kwasowość nie wiercą się w zęby, posmak jest długi, rześki.
Pije się je z wielką przyjemnością, spółdzielcy z Vignobles & Compagnie stanęli na wysokości zadania i zrobili to co dobre spółdzielnie winiarskie potrafią najlepiej. Zaproponowali bardzo udane wino w rozsądnej cenie.
Moja ocena 4/5, cena 52,80 zł – tu kupicie
El Troyano Orange Verdejo 2020
O ile poprzednik był bliski winu konwencjonalnemu to tu zmierzamy w przeciwnym kierunku. Jest to wino pomarańczowe. Co w żadnym wypadku nie oznacza, że powstaje z pomarańczy. Wina pomarańczowe to w największym uproszczeniu wina powstające z białych odmian metodami zwykle stosowanych do win czerwonych. W szczególności nie jest tu fermentowany sam sok z jagód a moszcz, czyli rozgniecione jagody. Oznacza to namaczanie skórek w soku (macerację) co powoduje przenikanie do niego substancji zawartych w pestkach i skórkach.
Dziś to modna i powracająca do łask technika winifikacji. Dorobiła się swoich miłośników jak winiarski świat długi i szeroki. Wielu mówi, że jest pokłosiem mody na wina gruzińskie powstające metodami tradycyjnymi w olbrzymich glinianych dzbanach zwanych kwerwi. Inni z kolei twierdzą, że to powrót do metod dawnych, przed masowy interwencjonizmem i zamiana tworzenia wina w jego produkowanie. Tak czy inaczej tak wanny skin contact ma właśnie swoje 5 minut. I oby trwało ono jak najdłużej.
Ale nie tylko winifikacja jest tu ważna, równie istotne jest pochodzenie gron. Te pochodzą z certyfikowanych upraw biodynamicznych – wino posiada pełną certyfikację Demetera. Czym owa uprawa biodynamiczna jest – w największym skrócie chodzi o odejście od rolnictwa przemysłowego na rzecz zrównoważonego, pełnego bioróżnorodności ogrodu. Szczególnie istotnym jest zachowanie „żywej gleby” czyli naturalnej mikroflory i fauny ziemi w jakiej wzrasta winna latorośl.
Producentem El Troyano Orange Verdejo 2020 jest doskonale znana, również w Polsce, winnica Parra Jimenez. Ta działając w hiszpańskiej La Manchy firma jest częścią grupy IRJIMPA specjalizującej się w naturalnym i ekologicznym rolnictwie. W ramach grupy działa również ekologiczna mleczarnia i serowarnia oraz również ekologiczne przedsiębiorstwo sadowniczo-ogrodnicze. Z kolei założyciele grupy – bracia Jiménez są uważani za jednych z prekursorów hiszpańskich upraw ekologicznych.
Co do samego wina, to wszystko robi tu spore wrażenie. Już matowa i nieprzejrzysta butelka zwieńczona lakiem jasno sugeruje, że mamy do czynienia z czymś specjalnym. Zawartość kieliszka jest pomarańczowa w barwie, pachnie zieloną herbata, sokiem mandarynkowym, czerwoną porzeczka, białym pieprzem – jest nawet delikatny powiew słodkich przypraw. Bardzo złożony, niejednoznaczny nos, moi współtowarzysze degustacji znaleźli w tym winie również rabarbar, agrest i skórkę z cytryny.
Usta są równie złożone i niejednoznaczne. Tym co przykuł moja największą uwagę to kojarzące się z zapowiadaną w nosie zieloną herbatą taniny. Jest też mirabelkowy owoc i bardzo intrygujący posmak, mnie przywodzący na myśl prażone migdały. Całość spina wyważona kwasowość.
Pomimo całej złożoności i wyraźnego zaskoczenia jakim to wino może być dla osób mniej zaznajomionymi z winami pomarańczowymi pije się je z wielka łatwością i spora frajdą. Doceni le sędziowie podczas konkursu International Organic Wine Award i w roku 2021 przyznali mu złoty medal. W pełni podzielam ten werdykt.
Moja ocena 4,75/5, cena 63,00 zł – tu kupicie
Purato Siccari Appassimento 2020
Na koniec czerwień z Sycylii. Po raz kolejny z certyfikowanych uprawy ekologiczne, po nadto jak informuje kontretykieta wydrukowana ją i etykietę główną na papierze z recyklingu.
Co do samego wina, to jest to appassimento czyli wino powstające z podsuszanych winogron. Część z nich suszono na krzewach, a część na specjalnych słomianych matach. Trochę takie działania naśladowcze względem słynnego Amarone. Tyle tylko, że robione w rozgrzanej jak piec hutniczy Sycylii. Bazą wina były grona szczepów nero d’Avola i syrah.
Od razu powiem, nie jestem miłośnikiem tego stylu. Sporo w tym zasługi dużych sieci handlowych sprowadzających tanie, średnio udane wina powstające w ten sposób.
Tu jest lepiej, ale ten styl nadal nie do końca mnie przekonuje. Wino pachnie ładnie i intensywnie, są tu kwiaty jak fiołek, owoce – głownie leśne, i przyprawy w tym czekolada i kawa a nawet pieprz, to brakuje tu odrobiny subtelności, wszystko jest zbyt nachalne, zbyt oczywiste.
Co do ust, to są wręcz gęste od smaku. Jest tu to wszystko co zapowiedział nos plus spinająca kwasowość i ładnie zarysowane garbniki. Pewnie gdybym pił to wino w zimny listopadowy wieczór oceniłbym je lepiej. W Wielkanocna Niedzielę Wino mnie lekko przytłoczyło. Miałem ochotę na soczyste dojrzałe owoce, dostałem owoce suszone, do tego w ziołowo-czekoladowej posypce.
Nie twierdzę, że to wino jest złe, mam za to pewność, że nie trafiło w odpowiedni moment. Musze do niego wrócić jesienią lub zimą. Jedno za to wiem na pewno, jeżeli lubicie wina mocarne, pełne smaku, rozbuchane, to śmiało możecie po nie sięgać.
Z oceną wstrzymam się do kolejnej degustacji.
Wszystkie trzy wina otrzymałem od Zielonych Butelek.